To może jeszcze ja podzielę się jakimiś wrażeniami...
To były niesamowite dwa dni. Pierwszy - wtorek. Po przyjeździe do Trójmiasta postanowiłem się wybrać na spacer po plaży i ruszyłem spod Ergo Areny (gdzie mieszkałem - ok 150 m od hali) w stronę Sopotu. Mijając molo odczułem nieodpartą potrzebę znalezienia się na nim, mimo że bardzo często bywam w Trójmieście i molo nie stanowiło jakiejś wielkiej atrakcji. Była 19.45. Za wejście o tej porze musiałem zapłacić 7 zł. O 20.00 wszedłbym za darmo. Jednak strasznie mnie ciągnęło, więc zakupiłem bilet i po przejściu może 30 metrów moim oczom ukazuje się... NEIL schodzący z mola.
Ilość myśli i paraliż jaki mnie złapał są nie do opisania. Jednocześnie pojawiło się w mojej głowie coś pod tytułem "Wiedziałem." Wierzcie lub nie, ale jadąc do Gdańska miałem przeczucie że gdzieś ich mogę spotkać.
Patrzę więc w swoim paraliżu na niego i uśmiecham się. Udało mi się z nim złapać kontakt wzrokowy już jak był może 15 metrów ode mnie. Idziemy i patrzymy się na siebie. Ja nie wiedząc co robić pomachałem mu nieśmiało znad biodra mówiąc "Hi" (okazało się, że dzięki temu rozpoznał mnie później na koncercie
), a Neil z chyba niemałym zdziwieniem odpowiedział "Hello". Nie muszę chyba dodawać, że nie był zaczepiany absolutnie przez nikogo, mimo że osób w tej okolicy było bardzo dużo.
Po minięciu go i otrząśnięciu się z lekkiego szoku "przypomniałem sobie", że mam w torbie Electric do podpisania (na wszelki wypadek). Oczywiście rano nie znalazłem żadnego markera, miałem tylko cienkopis. Stwierdziłem "trudno" i wrzuciłem go do torby. Po pogoni za Neilem (i jakimś człowiekiem, z którym szedł - wydaje mi się, że to ten ich ochroniarz, ale nie mam pewności. Mógł być to nawet Pete, ale nie przyglądałem się za bardzo szczerze mówiąc) pod Grand Hotelem udało mi się zdobyć autograf (już trzeci, ale niestety bardzo marnej jakości - niebieski cienkopis na Electric) i wymienić kilka kurtuazyjnych zdań. Sprawił wrażenie miłego i uśmiechniętego faceta. Niestety jak zwykle nie przyszło mi nic mądrego do głowy o co mógłbym go zapytać. Nie chciałem też mu za bardzo wchodzić w paradę, dlatego nie zapytałem nawet o zdjęcie, wiedząc jak bardzo tego nie lubi. Ale mijanie Neila na ulicy, stanie obok niego to naprawdę osobliwe uczucie.
Drugiego dnia fantastyczną sprawą były wszystkie mijane przeze mnie osoby w koszulkach PSB w Sopocie. Kilka nawet w forumowych.
Na samym koncercie bawiłem się znakomicie. Miejsce przy samych barierkach, na wprost statywu Neila. Momentami miałem wrażenie, że rozkręcam jednoosobową imprezę w Diamond Circle, rozglądałem się wokół siebie i widziałem co najwyżej nieśmiało podrygujących ludzi. Ale może to ja bawiłem się zbyt ekspansywnie.
Trasa zdecydowanie spełnia swoją rolę - bardzo taneczna, można się znakomicie wybawić, chociaż o dziwo zawiódł mnie pod tym względem "Vocal", myślałem że będzie to numer który zmiecie salę z powierzchni ziemi, a było trochę za dużo huczenia i basu, więc odbiór tego utworu był inny niż przewidywałem. Fenomenalnie zabrzmiały "One more chance", "Fugitive", "I'm not scared", "Domino Dancing". Bezwzględnie najjaśniejsze punkty koncertu, który bardziej mi się podobał pod względem muzycznym niż Pandemonium, uważam jednak, że poprzednia trasa była trochę bardziej zajmująca (w sensie, że więcej się działo na scenie). Nie mogłem również uwierzyć, że nie zagrali Bourgeois... Patrząc globalnie to mogli grać troszkę dłużej, bo myślę, że jakby dorzucili ze 3 piosenki to nic by się nie stało.
W ogóle miałem też wrażenie, że N&C byli w bardzo dobrych nastrojach tego dnia. Dużo się uśmiechali (obaj!) i wyglądali na wyluzowanych. A może tak na nich działa scena?
Po koncercie byłem naprawdę wyczerpany i słaniałem się niemal na nogach. Ale było warto.
Na koniec nie pozostaje nic innego jak przytoczyć słowa Neila z koncertu: "It's been too long!". I wybaczcie te osobiste wynurzenia...