HURT LOCKERSzczerze mówiąc, obejrzałam go tylko z ciekawości - nominacja do Oscara, podobnoż "najgroźniejszy rywal Avatara". Niezły film, dobrze zrobiony pod względem technicznym. Tylko że z braku fabuły bardziej przypomina mi dokument (jako taki jest bardzo dobry!). Niewiele też przekazuje - "
wojna to narkotyk" jest mało odkrywcze. Nominacja do Oscara Rennera w kategorii najlepszy aktor to chyba żart. Gra rzeczywiście nieźle, ale ról na podobnym poziomie jest mnóstwo. Nic wielkiego, nie rzuca na kolana ani w ogóle na nic.
W sumie film godny swojego rywala - oba są dość miałkie i mają nieciekawą fabułę. Oba też świetnie zrobione technicznie.
W wyścigu oscarowym będę jednak kibicować "Dystryktowi 9" - tam przynajmniej jest Oryginalność i jakaś Dusza.
KAC VEGASDość popularna, jak się zdaje, komedia.. pomijając głupawy tytuł.. oglądało się nieźle, co zabawniejsze, dalszy rozwój akcji (gdy trzej skacowani koledzy próbują odtworzyć przebieg poprzednich kilkunastu godzin z własnego życia) jest większym walorem filmu niż autentyczny humor. Mało tu jakichś zabawnych scen.. a może mnie to niespecjalnie bawiło. Przeciętny filmik, do obejrzenia i zapomnienia.
BORATDługo nie chciałam się tykać tego filmu - nie gustuję w podobnym humorze. Jednak pomyślałam, że horyzonty (filmowe) trzeba rozszerzać
- no i obejrzałam Borata. Film spełnił co do joty moje przewidywania - był prostacki, obleśny, śmieszny, ohydny, żenujący, a do tego - niepokojący. Niepokojący? No tak, bo gdy sobie uświadomić, że ludzie występujący w Boracie mówili to, co naprawdę myśleli - robi się raczej nieprzyjemnie. Banda prymitywnych kołtunów.. ot, takie amerykańskie 'mohery'.
Niewtajemniczonym - Borat to kazachski reporter, podróżujący po USA i poznający tamtejszą 'kulturę' - w filmie nagrano wypowiedzi niczego nie podejrzewających ludzi 'z ulicy'. Kupują oni kit, jaki wciska im głowny bohater, wygłaszają kołtuńskie poglądy.. tak, taka (też) jest Ameryka - najwspanialszy kraj na świecie. Drugie nieprzyjemne odczucie - gdy sobie uświadomimy, że Polacy pewnie niespecjalnie się różnią od 'tamtych'.. czyż nie mamy tu obfitości ciemnogrodu, nagonek na gejów, rasistowskie wybryki, moherowe babcie itp.. U nas też możnaby nakręcić Borata.. i tu kończy się śmiech z komedii..
Film wzbudził u mnie mieszane uczucia - jest rzeczywiście obleśny, niesmaczny, ale z drugiej strony nie można powiedzieć, że jest bezrefleksyjny.. to po prostu nie moje klimaty, ale coś w sobie ma.
THE ROADAkcja filmu rozgrywa się po wielkiej katastrofie (prawdopodobnie wojna atomowa?) - po spustoszonych połaciach USA wędruje ojciec z synem. Szukają jedzenia, uciekają przed bandami kanibali, starają się po prostu jakoś przeżyć. Film jest bardzo przygnębiający, kilka scenek autentycznie chwyta za gardło, zakończenie satysfakcjonuje w zasadzie chyba każdego (nie chcę spojlerować). Nie jest to łatwa plastikowa opowiastka jak "Jestem legendą" z Willem Smithem, przez swój realizm i skromność, kameralność (nie ma tu wielkich i rozbuchanych scen, żadnych spektakularnych fajerwerków) robi więc o wiele większe wrażenie. Naprawdę smutne są te zniszczone, spalone lasy, zrujnowane budynki, wegetujące ludzkie niedobitki.. jeśli jakiś film miałby powodować depresję, to nie Avatar, tylko prędzej The Road. Dawno nie widziałam tak ..smutnego (ale dobrego) filmu.
DARK KNIGHTRaz już oglądałam, ale dopiero wydanie na BluRayu robi należyte wrażenie - miodzio! Po pierwszym oglądnięciu zapamiętałam przede wszystkim genialną, przytłaczającą wszystko inne rolę Heatha Ledgera. Za drugim razem utwierdziłam się w tym przekonaniu - to nie film o Batmanie, tylko o Jokerze.
Batman nie ma szczęścia do dobrych odtwórców jego roli - zawsze grają go jakieś drewniane klocki. I zawsze mnie to bolało - z komiksowych superbohaterów Bruce Wayne to kto wie czy nie najciekawsza (psychologicznie) postać. I zawsze go tak spłycają.. ech. Co można wykrzesać z teoretycznie nieciekawej, płaskiej postaci superherosa, widać choćby w "Iron Manie" - Downey Jr jakoś umie zrobić "coś z niczego", i to tak, że zapominasz, iż patrzysz na komiks. Żebyż kiedyś Batmana zagrał ktoś kompetentny.. marzę o tej chwili.
Sam film to bardziej dramat, dość mroczny (hmm tytuł zobowiązuje), z dodatkiem świetnych efektów specjalnych, a nie napieprzanka. Całość świetnie się ogląda, historia o początkach Batmana i jego pierwszych przeciwnikach wciąga, choć film bardzo długi jest.
I tylko szkoda, że Ledger nigdy już nie zagra w żadnym filmie.. to był wspaniały aktor, i w najlepszym momencie kariery odszedł na zawsze...