To teraz ja wypowiem się w stylu Jack'a. Madonna dla mnie z lat 80 tych to wielki koszmar estetyczny, ze względu na image oraz bardzo słaba wokalistka, jednak umiała wykorzystać specyfikę epoki w jakiej się znalazła i potrafiła znaleźć swoje inne atuty, co w połączeniu (nigdy z miernym wokalem) ze skandalami religijnymi i przesadną erotyką i ambitnymi tekstami piosenek składa się na fenomen Madonny z lat 80 tych, który mi jest ciężko pojąć. Dlaczego? Ano dlatego, ze królem czy królową popu powinien być ktoś z atrakcyjną barwą głosu,może z mocną skalą i świetnym repertuarem. U Madonny w latach 80 tych było najwyżej to ostatnie. Wokal więc nie był za dobry, Marek Niedźwiecki powiedział o niej, ze głosu nigdy za wiele nie miała. Co było więc jej największym atutem? Bardzo dobre kompozycje piosenek. Ten sam Niedźwiecki powiedział, ze gdyby nagrała tylko "Frozen", "Like A prayer", "Time Stood Still" i bodajże "Vogue" miałaby swoje miejsce w kulturze popu. Ciężko się z tym nie zgodzić, ja bym dodał do tego zestawienia najlepszy utwór w jej karierze "Hung Up". Jak jesteśmy przy kompozycjach to z lat 80 tych najlepsze były: z jedynki "Holiday" (które całkowicie odbiega od lepszej wersji demo) i cudowna piosenka "Borderline". Nie jest to wybitna płyta, ale te piosenki jak najbardziej, bardzo odbiegają tu piosenki pisane przez samą Madonnę, z dwójki właściwie większość piosenek, choć niektóre są mdłe. Z trójki największe przeboje, choć w moim odczuciu Madonna wykłada się wokalnie na zwrotkach "Papa Don't Preach", czuje momenty gdzie brakuje jej głosu. Kolejna płyta w moim odczuciu - nie zła - ale przeceniona, na pewno "Dear Jessie" (to chyba piosenka dla córki Pata?), LAP (choć lepsza wersja ze składanki z 1990 roku), "Cherish", "Spanish Eyes" i melodyjne "Till Death Do US Part'. Później już było gorzej, ale były piękne nagrania jak "Vogue". "Bad Girl", "Deeper Deeper" czy "Rain" czy "Take A Bow". Obie płyty z lat 90 są niezłe i dość podobne jak dla mnie, wolę "Eroticę" bo lubię produkcje Pana Pettibone, ale ona jest momentami zbyt jazzująca, zbyt męcząca, zbyt balladowa bo zdecydowanie za długa. Bardzo cenię także piosenki po BS szczególnie te ze składanki balladowej i prawie cały, genialny album "Ray of Light", nie lubię tam piosenki tytułowej, bo nie lubię gitar. Ale płyta jest subtelna i warta polecenia, potem "Music" o którym trzeba chyba szybko zapomnieć i niezły album "American Life" ale to raczej album o miłości niż antywojenny album. tak mi się wydaje. Wydaje mi się też, że jest ciekawszy od "Music" a odwrotnie zostały te propozycje potraktowane przez opinię publiczną i rynek.
Taneczna płyta z 2005 jest już genialna, ale o niej już pisałem w tym wątku, HC jest słabe, a co do "MDNA" mam sporo zastrzeżeń. tak więc Madonna: jak najbardziej TAK, ale ta do "Confessions On A Dancefloor" włącznie, bo potem to już tylko pojedyncze nagrania jak zwłaszcza "Turn Up The Radio". Nie była może wcześniej za wielką wokalistką, ale TAK ze względu na kompozycje. Cociekawe Madonna nauczyła się śpiewać bodajże w latach 90 tych co już mówi samo za siebie.
Wogóle miałem ochotę by nowa płyta poszła w stylu TUTR a poszła w okropnie nieznośnym kierunku.