Z cyklu przydatne:
Electric jest już do nabycia w bielskim Sarnim Stoku, w empiku za 56,99zł, w media o 2 złote taniej, jakby kogoś interesowało.
Z cyklu wrażenia:
Płyta spójna i przebojowa, nie rozczarowałem się. Axis rzeczywiście świetnie sprawdza się jako otwieracz - Vocal wg mnie równie dobrze zamyka - choć na tle innych utworów wypada słabiej (to chyba najgorszy utwór na
Electric), to jednak nadaje się na zamykacza, wszystkie porównania do It's Alright są bez wątpienia słuszne. Idąc dalej w głąb - Bolshy jest naprawdę przyjemne, pomysł z rosyjskim genialny, choć refren z początku zdawał mi się być nieco banalny i nieciekawy, po osłuchaniu się wrażenie przeszło. Love is.. od razu skojarzyło mi się z One in a Million za sprawą tego basu, chórek natomiast odbieram bardzo pozytywnie, o ile w Go West i New York City Boy użycie tegoż mnie dość odrzucało (średnio przepadam za oboma), tutaj brzmi to całkiem nieźle - może ze względu na to, że tu nie jest aż tak wyeksponowany. Sam utwór - więcej niż w porządku, ten tekst! Fluorescent - chyba mój faworyt, już po teaserze wiedziałem, że to ma wielki potencjał na miejsce w moim top 20 PSB.
Inside a Dream jest w porządku, choć po pierwszych odsłuchaniach furory nie robi - pewnie się przekonam. The Last To Die też jest niezłe, choć po zapowiedziach spodziewałem się czegoś więcej (jednakże bardzo prawdopodobnie wkrótce się do niego przekonam, jak do poprzedniej piosenki). Potencjał radiowy rzeczywiście ma. Shouting in the Evening. Najbardziej kontrowersyjny utwór na albumie. Bardzo agresywny i... chyba mi się podoba, może nawet bardzo. Thursday jest bardzo dobre i aż się dziwię, że rap mi nie przeszkadza - wręcz przeciwnie, idealnie się tu wpasowuje. Swoją drogą to wyliczanie dni przez Chrisa strasznie kojarzy mi się z Time on My Hands. O Vocalu już pisałem, w moim wypadku jest z nim jak z It's Alright - lubię, ale bez przesady. Jako całość płyta wydaje się być naprawdę dobra, a że nie lubię wystawiać ocen liczbowych, pozostawię moją drobną recenzję tak, o.