Obejrzałam "Avatara" 3 dni temu, ochłonęłam, przemyślałam, żeby nie pisać entuzjastycznych/depresyjnych głupot i oto moje wrażenia.
1. Rewolucja w kinie? Gdzie?? 3D nie wymyślił Cameron, a postacie sztucznie wygenerowane na kompie już były.. wystarczy wspomnieć stare "Final Fantasy" z 2001 r. Owszem, technicznie jest oczywiście lepiej. Ale konsekwentnie - jak już, to Ewolucja, nie Rewolucja.
2. To pierwszy film 3D, jaki oglądałam. To dobrze czy źle? Nie mam porównania. Robi wrażenie. Ale - co mnie rozśmieszyło - osobiście najbardziej mi się podobały postacie Weaver, Worthingtona i Ribisi'ego w tym 3D. Wyglądało to niesamowicie - zupełnie jakby ci aktorzy siedzieli przed tobą w sąsiednim rzędzie. Nie jakiś pic na wodę, jak patrzysz na zwykłe ruchome obrazki 2D, tylko jak rzeczywistośc.
Tak mnie to uradowało, że potem te niebieskie hipki to już mnie nie kręciły zbytnio. 3D - super pomysł, ale z prawdziwymi aktorami. To popieram!
3. Bardzo ładne wizualnie - widać, że graficy się przyłożyli. Trochę gorzej wyszły im niektóre 'bestie' - widać było jednak, że ruch jest charakterystyczny, sztuczny, animowany. Mogli przecież zrobić motion-capture jakiejś krowie czy koniowi..
Tekstury na twarzach Na'vi, mimika - tip-top. Nie ma się do czego przyczepić. Same ludziki mi nie przypadły do serca (kwestia gustu - nie lubię kotów), nie były też zbyt oryginalne - to jakby kopie amerykańskich Indian.
Scenerie - latające skałki, świecące roślinki, 'meduzy', grzybki - bardzo ładne. Tylko też już miałam wrażenie, że ..gdzieś to widziałam. Gry video RPG, fantasy i przygodówki zawierają masę podobnych patentów, tyle że nie tak olśniewające graficznie. Najbardziej chyba przypominała mi Pandora widoczki z serii Final Fantasy - zwłaszcza upodobanie do świecących roślinek i innego ustrojstwa (to nie zarzut, bardzo lubię FF - jak już zrzynać, to z dobrych wzorców
).
4. Muzyka to dno. Horner sili się na etniczne klimaty, czego nie umie za Chiny. No i wychodzi kicz. Lepiej by już trzymał się swego ściśle titanikowego zadęcia. Piosenka na koniec - ohydztwo, pasuje do reszty jak kwiatek do kożucha. Soundtrackiem się zawiodłam.. chociaż nie, nie znosze Hornera. Spodziewałam się w sumie gniota.
5. Mile mnie zaskoczył Worthington. Jakoś miałam go za drewnianego osiłka, nie wiem czemu. Nie miał tu może dużo do grania, ale zgrabnie wybrnął. Weaver i Ribisi - ech, zmarnowano takich dobrych aktorów.. za małe role. No ale i te drobne rólki były bardzo dobre. Zachwyciła mnie dbałość o szczegóły - w jednej ze scenek Sully wjeżdża na wózku i ma krótkie gacie. Widać te jego cienkie nóżki, właśnie jak po wielu latach spędzonych na wózku.
6. Przesłanie. Jest. Ekologiczno-pacyfistyczne, bardzo zacne. Szkoda tylko, że tak mocno przysłonięte efektami. Scenki, gdy żołnierze wysadzali wielkie drzewo rakietami, były tak efektowne.. jakby reżysera bardziej obchodziła demolka niż ekologia. Trochę podejrzane. Niezbyt uwierzyłam filmowi w dobre intencje. Zbyt dużo frajdy widać w rozpierdusze.
7.Fabuły podobno nie wolno oceniać. Już spotkałam się z podobnym podejściem na forach filmowych. Jak ktoś próbuje ocenić fabułę "Avatara", to znaczy, że jest Złym Człowiekiem i "się nie zna, a to wcale nie kopia "Tańczącego z wilkami". No i dobrze, to nie będę się rozpisywać, tylko powiem, że przez te 7 lat Cameron mógł znaleźć jakiegoś kompetentnego scenarzystę, a nie gościa od obsługi ksero..
8. Może jestem bez serca, ale jakoś nie przejęłam się nieszczęściami spadajacymi na Na'vi. Może sztuczność niebieskich kociaków mnie nie wciągnęła, może główny bad guy był tak przerysowany, że aż komiczny, i przez to nierealny, a może zwyczajnie za dużo było efektów, a za mało 'ducha'? Film mi się podobał, nie powiem. Ale tak bez emocji wyszłam z kina. Rzadko mi się to zdarza. "Avatar" w ogóle mnie nie wzruszył. Cała historia spłynęła po mnie jak woda po kaczce.
Kurczę, a przecież Cameron umie (umiał?) robić emocjonalne kawałki. Bardziej wzruszyła mnie scena 'śmierci' terminatora (T2).. choć też sztuczny, jak Na'vi..
Śliczna, chłodna bajka bez duszy. Do obejrzenia raz, zachwycenia się grafiką i zapomnienia.
Ot, jakbym miała dawać punkty, to 7/10.