Witajcie!
Napisałam w ostatnim czasie kilka wierszy, którymi chcę się z Wami podzielić.
Tego co piszę, nie nazwałabym sztuką, ale chyba w tym temacie najbardziej będą pasować.
Pozdrawiam serdecznie i będzie mi miło gdy ktoś zechce jej przeczytać, a może i skomentować
~anamorfoza
jak mogę równać się z twoim uśmiechem
jak mogę być jeszcze bardziej twoja
scenarzysto mojego dnia codziennego
spoglądam w twoją twarz - widzę siebie
niczym duch święty
zstępujesz we mnie każdej nocy
odchodzisz bladym świtem
zostawiając czysty poranek
kiedy śpisz zabieram twoje włosy
moje wątłe ramiona
wtulają się w karmazynowy świt
w poduszce w ogniu w spojrzeniu
im bardziej cię pragnę
tym mniej jest mnie w sobie
w słoneczny dzień stoję
oparta ramieniem o uchylone drzwi ze szkła
za którymi płynie morze
to morze i szkło są niebieskie
myśli zielone dalekie
plecami odwrócona do nieskończoności
zamykam oczy....
morze - niebieskie - zielone - dalekie-
śmierć---
myślę i jestem z tobą
chcę byś mnie rozumiał
wciąż niepewność nie pozwala
zmyć ostatniego śladu
pewnej nocy wyrosną mi skrzydła
a moje ciało, zwarte, ułożone do snu
odpłynie wraz z morzem
kiedyś wspomnisz smak mojej skóry
dostrzeżesz mój blask
- to już nie będę ja...
~***
to niebo do niedawna
było wysoko nad moja głową
ono właśnie upadło
a ja zostałam jak
ścięty pień drzewa
pośrodku lasu
w świetle dnia
byłam jak wesoły ptak
lecz wieczorami
opadały kolorowe skrzydła
skulona zasypiałam
w swoim gnieździe pragnienia
nocą mała i bezbarwna
jak łza
dotykałam snów
swoim istnieniem
a czas - bezkształtne dno
nigdy mnie nie dosięgał
~***
Żyję - tak mi się wydaje
gdy stoję pod drzewem
smagana gałązkami
potrącanymi przez wiatr
Oddycham -
przez płuca przepływa
energia
jest ciepło
Przykładam do ust lusterko
chucham
chłód obraca się
w stronę gwiazd
Żyję - bo czekam
na niebo które ktoś
otworzy zapraszając
mnie do swego serca
~I.
***
zgaszona martwotą
wypalonej świecy
nie czekała
światła dnia
samotnością
mogłaby zapalić
wszystkie lampy
swojego miasta
oderwana
rzeczywistością nocy
od swojego
dawnego "ja"
poiła płaczem
wszystkie obrazy
napływające
pod powieki
*** II.
była mu kartą
niezapisanej księgi
życia
dotykiem kojącym
wszystkie bóle
istnienia
uśmiechem
sprawiającym
lepsze jutro
aksamitem
w szorstki
dzień
nieokiełznanym
żywiołem
w jego rękach
kroplą krwi
z jego
żył
kamieniem
który pociągnął
na dno...
~W zimnym świetle poranku
milion pomysłów
w twojej głowie
milion pomysłów
które skiełzną na niczym
milion idei
zwisających
jak małe haczyki
z sufitu
na których zawieszasz
płaty swojego umysłu
milion drucianych wspomnień
blaszanych marzeń
budzą miliony duchów
przeszłości
kiedy ciało
znudzone
jest bytem
a dusza pragnie
odpoczynku
kolejna pozycja
każdy gest
przynosi zniszczenie
a zimne światło poranku
przypomina o twarzy
którą chcesz zapomnieć...
~DILECTIO
przyjdę do ciebie
przyjdę przed samą śmiercią
by odpędzić twoją samotność
przyjdę swobodnie tak jak
szłam przez całe życie
stanę się twoją liryczna zasłoną
przed szaleństwem dnia
będę korzeniem wszechświata
ziarnem z którego wyrośnie twoje "ja"
stanę się radością dla twojego
znudzonego ciała
oślepiająco boską radością
dla umysłu
wyrosnę z twoich myśli
zaśniesz w splocie moich włosów
doświadczysz mych warg
będę źródłem twoich snów
mistyczką twojego losu
podaruję ci wszelkie moje drogi
usłane poezją
ciemnoniebieskie wypełnione krwią
me żyły
i zbrukane serce...
przyjmij proszę moje ciało
wystawione tobie
na przekór przeznaczeniu
~Moje ręce
Moje ręce są dobre
pracują dla ciebie
widzą i słyszą w ciemności
oddychają gdy
kładziesz je na
swoim brzuchu
uważają cię
za kule ziemską
i orbitę
nasłuchują twoich myśli
w małych piąstkach
zaciskają słowa
otwierają się
gdy chcą ci dać
światło i ciepło
moje ręce
obejmują niebo
by dać go tobie
~***
prostokątny księżyc
przeszkadza moim snom
prześcieradłem
rozdzieram obłoki
ja bez ciebie
ciężkim dotykiem
potrącam gwiazdy
ja bez ciebie
gubię się w gęstych
korytarzach nocy
czarne grudki słów
rozmywają się
płoną litery moich zdań
w każdej zwrotce brakuje mi ciebie...
~ W hołdzie Sylvii Plath
uśmiech z ust
opadł na ziemię
uśmiech odszedł bezpowrotnie
z ciemnych chmur
wystają jasne spódnice
nagle z siebie
jak spod płaszcza
wyrzucam krwawe łzy
staję się strzałą
zabójczą strzałą
trafiam prosto w serce
w locie łączę z tobą swój cień
z nicości w nicość
z bezmiaru w bezład
trafiamy ślepo -
zawsze niecelnie
mówią: jak rozkosznie
razem wyglądacie
lecąc na zatracenie
Jeżeli ktoś przeczytał, to dziękuję za chwilę uwagi