Ja tez właśnie wysłuchałem całego Happiness i muszę przyznać ze jest po prostu słabe. Zupełnie bez... jaj. Bez polotu. Smęcenie do jednostajnego rytmu. W dodatku po przesłuchaniu kilku piosenek zaczyna mnie męczyć głos wokalisty - no nic nie poradzę! Oprócz wyjątkowego na tej płycie i moim zdaniem najlepszego (a przez to zawyżającego oczekiwania) Wonderful Life nie ma tam nic ciekawego oprócz Silver Lining (udany początek). Poza tym nie trafia do mnie przekaz - pretensjonalny - jaki serwuje nam Hurts. Wszystko jest szaro-bure, ciężkie itd... Można takie przesłanie mieć, ale trzeba umieć wyjść poza wyeksploatowaną formę, nadać jej świeżości. Faktem ze jest ze są sprawni - to muzyka na poziomie, ale bez tego "czegoś". To wszystko już gdzieś słyszałem. Lubie lata 80' ale dziś mamy rok 2010 i nawet jeśli ktoś inspiruje się tamtym okresem powinien dodać coś od siebie, zrobić coś nowego (jak DM na ostatniej płycie - inspirowane latami 80' ale wciąż na swój sposób odkrywcze - a dodam że nie jestem jej fanem), a Happiness to płyta, można by powiedzieć skopiowana żywcem z lat 80ych. Nie zmienia to faktu, że chłopaki mają talent i potencjał, ale ja już czekam na drugą płytę. Niech zainwestują swój czas w coś co ma więcej siły przekazu. Myślę że na mój punkt widzenia wpływa to że jestem fanem DM i szybko wychwytuje podróbki. Poza tym miałem chyba zbyt wysokie oczekiwania. Lata 80' są świetne. Depeche Mode też, ale oni są jedni. Trzeba iść swoja drogą. Życzę im żeby się wyrobili, póki co, po pierwszym przesłuchaniu:
Hurts "Happiness" - 3/10
PS. Obiecuję, że jeszcze kilka razy posłucham Happiness i wtedy może dorzucę coś więcej, bo mimo wszystko Hurts to debiut, który choć nie zasługuje na mój zachwyt, to na pewno należy mu się uwaga.